niedziela, 11 maja 2014

Eleven

- Kto? - przełknęłam ślinę. Czy to był ktoś, kogo znam?
- Sprawa została porzucona, sam nie wiem dlaczego, ale główni podejrzani to - w tym momencie wyjął jakąś kartkę i podał mi ją. Była to zwykła kartka wyrwana z zeszytu, a na niej coś nabazgrane. Moje oczy uważnie śledziły litery.
G. Laurentis
H. Styles
L. Tomlinson
Z. Malik
Oni głównymi podejrzanymi o zabójstwo niejakiej Hanny Clarines? Matko Boska...
- Chodzi mi o to, że.... Sama się domyślasz, wiesz, że Harry, Louis i Zayn są niebezpieczni. Ale Ginger? Musisz być uważna - złapał mnie za dłoń i spojrzał głęboko w oczy. Nie wiedziałam co robić. Chciałam wstać, wywrzeszczeć się i coś zniszczyć, a potem rozpłakać się na dobre.
Ale nie mogłam.
- Nie wierzę ci Niall, przykro mi - wydusiłam w końcu. Brakowało mi słów. Miałam bezpodstawnie oskarżyć moją przyjaciółkę o morderstwo? Tamta trójka jeszcze ujdzie, nie zdziwiłabym się gdyby kogoś zabili. Są doszczętnie pojebani. Ale Ginger? Nigdy. Może to tylko zbieżność nazwisk. Może Niall to sobie wymyślił? Nie wiem.
- Sophie, proszę - błagał. Byłam na niego wkurzona.
- Marnujesz swój i mój czas. Mógłbyś mnie podwieźć do parku? - mówiąc to wstałam.
- Nie - powiedział twardo.
Przepraszam, co? Odpowiedź Niall'a zdziwiła mnie, to było niedomówienie. Zamarzłam. Przecież on się nigdy nie sprzeciwił... Szczególnie w tak błahej sprawie!
- Ok, przejdę się - moje oczy powiększyły się do jeszcze większych rozmiarów. Odeszłam od stolika i zostawiłam, zapewne roztrzęsionego, Niall'a w pizzerii.
Chciałam iść do parku aby to wszystko przemyśleć. Poza tym, moim głównym celem teraz było dotarcie do domu Ginger, do którego z tamtego miejsca było bardzo blisko.
***
Kiedy zbliżałam się do jednej z ławek, zauważyłam, że ktoś na niej siedzi. Starałam się nie podchodzić bliżej niż na dziesięć metrów, ale ciekawość górowała nad zdrowym rozsądkiem. Osoba wydawała mi się znajoma.
Kiedy stałam już zaledwie kilka kroków przed chłopakiem, który miał twarz schowaną w dłoniach pomiędzy kolanami, mogłam śmiało stwierdzić, że znam tego człowieka. Kurwa, znowu on.
- Harry? - spytałam. Tak, wiem. Wariuję. Kompletnie mi odbiło. Po jakiego chuja podeszłam sama z siebie do największego koszmaru mojego życia i zaczynam rozmowę?
Zielonooki podniósł głowę. Jego oczy były przekrwione. Czyżby płakał? Niemożliwe. 
- Co ty tu robisz? - odrzekł do mnie twardym tonem. Pożerał mnie wzrokiem.
- Mogłabym o to samo spytać ciebie - powiedziałam spokojnie. Dlaczego byłam dla niego miła? Szczególnie po dzisiejszej akcji w samochodzie.
- Mogłabyś, ale tego nie zrobisz - wstał.
- Dlaczego? W pewnym sensie już cię o to zapytałam - wzruszyłam ramionami. Chłopak górował nade mną o głowę.
- Ponieważ nie lubię cię. Poza tym, pada - odparł szorstko. Faktycznie, kilka kropel spadło już na mój płaszcz. Ale słysząc jego odpowiedź, zagotowało się we mnie.
- To świetnie! Pozostaje tylko pytanie, dlaczego ciągle mnie torturujesz, jeśli mnie tak nienawidzisz?! - oskarżyłam go. Zaśmiał się.
- Lepiej zapoznaj się z definicją torturowania, chyba, że wolisz w praktyce - odwrócił się na pięcie zostawiając mnie całą rozpaloną. Stałam przez chwilę w jednym miejscu. CO ZA IDIOTA!
- Jesteś kompletnie popierdolony - krzyknęłam za nim. W odpowiedzi dostałam jedynie echo.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że za każdym razem, kiedy jestem w jego pobliżu, wariuję. Jednocześnie chcę go zabić, nie musieć na niego nigdy więcej patrzeć, ale też gdy jestem obok niego, czuję się... inaczej. Dlatego do niego podeszłam, coś mnie przyciąga do tej osoby. Tak, wiem, że to głupio brzmi, ale nie ma słów na opisanie tego. Jest po prostu chujowo.



~ Perspektywa Harry'ego ~

 
Przyszedłem do parku pomyśleć. Nie spotkałem się nawet dzisiaj z chłopakami, no, oprócz szkoły. Pieprzonej szkoły.
Chciałem zastanowić się nad swoją osobą. Kim ja właściwie jestem, prawda? To jest bardzo ciekawe pytanie. Niestety, sam nie umiem sobie na nie odpowiedzieć.
Musiała akurat przyjść ona, kiedy użalałem się nad sobą? Kiedy myślałem o wszystkim? Brawo za wyczucie czasu. Przez ostatnią połowę dnia zamartwiałem się czymś. Nie wiem czym, ponieważ samo martwienie się jest dla mnie całkowicie obce. Chyba za bardzo naskoczyłem na Sophie w tym samochodzie... Ale należało jej się.
Ciągle dręczy mnie to, że kiedy usłyszałem jej głos w parku, przeszedł mnie dreszcz. Zdenerwowałem się, że ktokolwiek zobaczy mnie w tym stanie. Stanie kompletnej rozsypki. Musiałem wziąć się w garść i wrócić do swojego normalnego oblicza. Zawsze gdy mam jakikolwiek kontakt z tą brunetką, robię się delikatniejszy. To jest już niestety zła objawa.
Nie ma przecież z czego. Nic nie czuję do tej małej dziwki, prawda? Nawet jej nie znam.
Szedłem uliczką prowadzącą do biura Sean'a, znajdującego się w najbardziej obskurnej dzielnicy Leeds. Miałem ochotę komuś wpierdolić.

Wszedłem do budynku bez pukania, byłem zbyt nabuzowany. Moje oczy od razu spotkały mojego zdenerwowanego szefa siedzącego za biurkiem i popalającego kubańskie cygaro.
- Harry? Co ty kurwa tu robisz? - warknął na mnie. Nie bałem się go, choć powinienem, ale wiedziałem, że nie odważyłby mi się nic zrobić. Traktuję mnie prawie jak syna. Jestem jego najlepszym człowiekiem, dlatego też tak bardzo obawiam się, że nigdy nie pozwoli mi odejść z tego pieprzonego gówna.
- Musiałem coś zrobić ze sobą - moje mięśnie się napięły.
- Idź się poucz dziecko, albo coś popieprzyć - wziął łyka whisky ze swojej szklaneczki, która była już w trzech czwartych opróżniona.
- Myślałem, że masz jakiś dłużników.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo lubisz odbierać komuś życie, Harry - uśmiechnął się. Nie prawda. Nie zabijałem, po prostu biłem do nieprzytomności. - Ale nie, na chwilę obecną nikogo nie mam. Aczkolwiek planowałem dla was 'misję' - przewrócił oczami podczas mówienia słowa "misja". Westchnąłem, tym samym dając mu znak na to, żeby mówił dalej.
- Niedawno wprowadziła się tu bardzo bogata rodzina, nazywają się Beneth. Ostatnio nie za dobrze u nas z finansami, więc macie ich okraść - odparł, jakby to było najnormalniejsze w świecie. Prychnąłem. - Coś ci się nie podoba? - odwarknął się Sean.
- Ich córka chodzi z nami do szkoły - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Tym lepiej - dolał sobie alkoholu. - A teraz idź.
Zrobiłem co mi kazał.
Przez całą drogę do mojego mieszkania myślałem nad nowym zadaniem
Okraść Beneth'ów? Nie miałem pojęcia co się temu Sean'owi w dupie poprzewracało. Nigdy nikogo nie kazał nam okraść.
Nie wyobrażam sobie wtargnąć do czyjegoś domu i po prostu wziąć wszystkie wartościowe rzeczy czy pieniądze. Byłoby to wręcz nieeleganckie i niestosowne.
Nie, żebym nagle dostał jakiegoś przebłysku dobra, ale kradzież? Proszę was. O wiele bardziej satysfakcjonujące jest, kiedy możesz poczuć czyjąś krew na własnych dłoniach.





____________________________________________

Wiem, że mnie nienawidzicie, ale ja nadal was kocham!
PRZEPRASZAM ZA PONAD 4 MIESIĘCZNĄ PRZERWĘ!

Rozdział krótki po tak długiej przerwie, ponieważ muszę znowu odzyskać wenę na to ff. Niedługo się rozkręci, ale nie obiecuję częstych rozdziałów, ponieważ muszę ponaciągać oceny końcowe :c

No... Trochę nie podoba mi się pomysł Sean'a z tym okradaniem Beneth'ów, ale cóż :(
Nie wiem czy zauważyliście, ale Harry coraz bardziej się przed nami otwiera! :)
 

Ale mam jeszcze kilka pytań do was:
1. Myślicie, że Niall przedstawił Sophie prawdziwe wiadomości na temat zabójstwa?
2. Kogo obstawiacie o morderstwo?

4 komentarze:

  1. ooo wreszcie nowy rozdział :D czekam na ciag dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG wyraża więcej niż tysiąc słów boskie genialne wręcz wspaniałe :D

    OdpowiedzUsuń
  4. jeest, w końcu, cały czas wchodziłam i czekałam na ten rozdział, ale nie chciałam zawracać ci dupy i pisać na tt :)
    może i krótki, ale zadowalający, hihi ♥
    czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń