ale tak naprawdę znasz tylko własne wyobrażenie o kimś...
Nigdy nie możesz być pewien, że jest ono prawdziwe.
Przeprowadzka do Leeds dodała do mojego życia wielu niepotrzebnych problemów. Kto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy?
Pokłóciłam się z Ginger. Tak, w zeszłym tygodniu wspomniałam jej o tym, co Niall mi powiedział. Szczególnie o głównych podejrzanych. Zdenerwowała się i wyrzuciła mnie ze swojego domu. Kompletnie nie rozumiałam tego wszystkiego.
Był sobotni wieczór, a ja byłam sama w domu oglądając jakiś program kulinarny. Pieprzony program kulinarny. Sama. To uczucie mogłam odczuć już w ciągu tygodnia, między innymi w szkole. Nikt, oprócz Niall'a, się do mnie nie odezwał słowem. Powiedzcie mi proszę, czym zawiniłam?
Tym, że chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu? O tutejszych ludziach?
Kiedy ze znużoną miną przypatrywałam się, jak to jakaś pani w średnim wieku, przyozdabia zrobione wcześniej przez nią muffiny, usłyszałam dźwięk telefonu domowego. To stacjonarne urządzenie przypomniało mi o swoim istnieniu. Mozolnym krokiem podeszłam do blatu kuchennego, gdzie w rogu znajdował się przedmiot mojego zainteresowania. Przez chwilę zawahałam się z odebraniem go, ponieważ razem z Niall'em ostatnio naoglądałam się trochę horrorów, i właśnie wtedy przypomniała mi się jeden, kiedy to dziewczyna odebrała połączenie od mordercy, który znajdował się z jej domu. Przełknęłam ślinę i oczyściłam swój umysł z tych chorych myśli. Ta fobia oglądania tego gatunku filmów u Niall'a przeradzała się już w chorą fascynację, co mnie niezmiernie martwiło. W końcu jest jedyną osobą, która nie patrzy na mnie jak na seryjnego mordercę.
Sięgnęłam po telefon i od razu usłyszałam swoje imię i nazwisko wypowiadane przez mężczyznę.
- Tak? - spytałam niepewnie. Głos po drugiej stronie słuchawki przedstawił mi się jako funkcjonariusz policji.
- Nie do końca rozumiem, po co pan dzwoni - wzdrygnęłam się. Po co do cholery policja miała do mnie dzwonić w sobotę o godzinie 21? Nagle po głowie zaczęły przebiegać mi różne dziwne myśli.
- Oboje z twoich rodziców zostało postrzelonych.
Czy ja się przesłyszałam?
W takich chwilach człowiek zaczyna doceniać wszystko, co z nimi związane, a także żałować nawet najmniejszych obelg skierowanych w ich stronę.
Momentalnie moje oczy zaszły łzami.
- W trakcie napadu na biuro pana Ben'a Beneth'a - dokończył policjant.
Nie, nie, nie, nie... To nie możliwe.
- Czy są w szpitalu? Gdzie? - zaczęłam zasypywać pytaniami mężczyznę. Miałam wrażenie, że przez moje trzęsące się dłonie zaraz telefon wypadnie mi z rąk. Po chwili dostałam dokładny adres szpitala, niestety oddalonego o całe 20 mil od Leeds.
Nie mając żadnego środku transportu, a tym bardziej uprawnień do posiadania takowego, nie czekając ani chwili dłużej zadzwoniłam do Ginger. W tej chwili nie liczyło się to, że ostatnio dziewczyna dała mi do zrozumienia, że ją poważnie wkurzyłam, ale życie moich rodziców.
Nie odbierała. Nałożyłam na siebie kurtkę, wsunęłam pierwsze lepsze buty i jedynie zatrzaskując drzwi frontowe pobiegłam w kierunku domu przyjaciółki, o ile nadal pozwalała się tak nazwać.
Na moje nieszczęście trafiłam na cholerną ulewę.
Docierając do domu Laurentis'ów łzy ograniczały mi widoczność. Zaczęłam rozpaczliwie pukać w ich drzwi, ponieważ dom jej babci nie posiadał dzwonka. Sekundy mijały jak wieczność.
W końcu otworzyła mi rudowłosa, w dresach i koszulce na ramiączkach. Widziałam, jak jej twarz z chwili na chwilę bladła. Tak, zdawałam sobie sprawę, że musiałam wyglądać jak trup.
- Moi rodzice zostali ofiarami napadu, pojedź ze mną do szpitala - mamrotałam przez płacz. Nie dopuściłam jej do słowa. Ginger nie musiała nic mówić. Pobiegła po kluczyki do auta jej babci, chwyciła kurtkę i wybiegła w samych sandałach, ciągnąc mnie za sobą.
***
Przeciskałam się przez zatłoczony, wąski, szpitalny korytarz. Ginger została, również cała roztrzęsiona, w głównym holu.
Kiedy chciałam otworzyć drzwi, od pomieszczenia, w którym widziałam już przez szybę moją mamę otoczoną grupką lekarzy, zatrzymał mnie dobrze zbudowany facet. Oznajmił mi, że nie może mnie wpuścić.
Wiedziałam, wiedziałam co się działo za tą szybą. Ale jednak nie chciałam przyjąć do siebie tej wiadomości.
Moja mama walczyła o życie.
Teraz z moich oczu wydostawały się potoki łez.
- Przepraszam, wie może pani gdzie leży Ben Beneth? - spytałam się pracownicy szpitala, kiedy trochę ochłonęłam, nie mogąc patrzeć na to wszystko.
- Niestety słońce, ale nic mi o tym nie wiadomo - pielęgniarka wzruszyła ramionami.
Przemierzając korytarz zaczepiłam lekarza, którego widziałam w pobliżu mamy. Zadałam mu to samo pytanie na temat mojego ojca, co kobiecie.
- Przykro mi... - westchnął i mnie wyminął.
Czy to znaczyło...
~ Perspektywa Harry'ego ~
Razem z chłopakami nie przystałem na zlecenie Sean'a. Kradzież... Napad. To po prostu nie było w naszym stylu. Nasz szef nie pochwalił tego, ale inni jego ludzie byli skłonni do wyręczenia nas.
Jak co weekend, byłem w klubie z Lou i Zayn'em. Wszędzie kręcili się napakowani sterydami mięśniacy, którzy siły mieli za grosz, oraz bardzo przyciągające wzrok dziwki.
- Stary, Sean dzwonił - klepnął mnie w ramię Zayn, kiedy usiadł obok mnie podając mi szklankę napełnioną whisky.
- W jakim celu? - dopytywałem się.
- Kurwa, nie zrozumiałem go - roześmiał się mulat. - Ale coś gadał o tym, że ma pełno pieniędzy i jest szczęśliwy - dopił swojego drinka.
- Pewnie już najebany - wtrącił się Louis.
To znaczyło, że ktoś wypełnił nasze zadanie.
Beneth'owie już nie będą tarzać się w forsie.
Opróżniłem duszkiem szklankę przyniesionego dla mnie trunku przez Malik'a. Poczułem wibracje w kieszenie moich czarnych jeansów. Wyciągnąłem telefon i nie patrząc na wyświetlacz odebrałem. W sumie już tyle wypiłem, że i tak nie byłbym w stanie rozszyfrować napisów na ekranie.
- Halooo - przeciągnąłem równocześnie śmiejąc się z Louis'a, który właśnie próbował targować się z barmanem, mówiąc, że odda mu w naturze.
- Styles, chcę wiedzieć czy macie coś kurwa wspólnego z dzisiejszym napadem na firmę Beneth'ów - usłyszałem warknięcie po drugiej stronie. Ok, jednak spróbowałem sprawdzić imię osoby z którą rozmawiałem. Ginger Laurentis, ach, to ta ruda.
- Jaki kuźwa napad - roześmiałem się - Ja się teraz dobrze bawię - zdecydowanie miałem za dobry humor dzisiejszego wieczoru.
- Zamknij się! - wrzasnęła na tyle głośno, że musiałem odsunąć komórkę od mojego ucha o kilka centymetrów.
- Powiedz mi, co się stało, koleżaneczko - odpaliłem zioło.
- Sophie - zaczynała, jednak nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Jest z tobą? Powiedz jej, że ma się tu zjawić za dziesięć minut! Chcę się z nią przespać! - wybełkotałem do telefonu.
- Jesteś kompletnym chujem, Styles! - nie wiem, ale chyba ktoś tam płakał. - Powiedz mi, masz coś z tym wspólnego?! - pewnie chodziło jej o napad.
- A co? - odpowiedziałem jak dziecko. Nie dostałem odpowiedzi, ale za to usłyszałem przeraźliwy płacz i powtarzające się w kółko słowa 'nie żyją'.
A może to ja już zwariowałem?
______________________________________________
Życie Sophie od teraz zmieni się o 180 stopni... Wiem, straszny rozdział :(
20 komentarzy = następny rozdział
Chcę wiedzieć, czy ktoś czyta :)
oooo boze boiedna sophie :( super rozdział
OdpowiedzUsuńbiedna sophie, mam nadzieję że jakoś to przyjmie :(
OdpowiedzUsuńo kurwa, o kurwa genialny *-* biedna Soph :(
OdpowiedzUsuńnie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ♥
Nie będę pisać że Sophie jest biedna bo 3 komentarze przede mną o tym piszą. Co do rozdziału jest super :D
OdpowiedzUsuńO mój Boże. Wreszcie coś się dzieje. Nie chciałabym żebyś przestawała pisać. Masz talent, a opowieść jest zajebiście ciekawa. Chciałabym poznać jej rozwinięcie nie mówiąc o zakończeniu.
OdpowiedzUsuńSzerze? Zaczynałam powoli wątpić czy wrócisz, ale nie miałam serca usunąć twojego bloga z zakładek. I wreszcie, któregoś dnia sprawdzając go po raz setny zobaczyłam nowy rozdział. Pomyślałam ,,O k****. Walić chemię, muszę to przeczytać." Tak btw. dostałam 3, ale było warto przeczytać twoje opowiadanie od nowa.
Mam szczerą nadzieję, że uzbiera się 20 komentarzy, a ja będę spokojnie (lub nie) czekać na następne rozdziały.
Ciekawi mnie jak teraz poradzi sobie Sophie. Czy da sobie radę, czy może stoczy się wpadając w złe towarzystwo. Z niecierpliwością czekam na nex --->
~Juliet.
Megaaaa super
OdpowiedzUsuńWspaniale piszes kolezanko 😄😄😄😄
OdpowiedzUsuńOgromny talent blagggaaaammmm neeexxxxtttt 😄😄😄😄😄
OdpowiedzUsuńŚwietny <33333
OdpowiedzUsuń